Open top menu
3/11/2014

Poród. Jakoś specjalnie się go nie bałam. Nie wiedziałam czego się bać. Nie wiedziałam co mnie czeka. Czułam lęk, ale nie myślałam czy będzie boleć. Nie obchodziło mnie to. Sobota. Wieczór. Dzwonię do położnej "Coś mi się sączy, czy to mogą być wody?" ; "Aluś jedź na izbę niech zobaczą co to". Pojechaliśmy. Ja i F. To nie wody. 2 centymetry rozwarcia. Nic specjalnego się nie dzieje. Ale zostać muszę, bo za 2 dni termin. Łzy w oczach. Nie tak chciałam spędzić ten wieczór. Nie sama. Nie w szpitalu. Co innego jakbym miała rodzić. Dochodzi pierwsza, kładę się, F. całuje mnie na dobranoc i wychodzi. Przez noc czuję dziwne pobolewania w brzuchu, ale sama nie wiem czy to sen czy real. O 5 czuję ból na tyle, żeby się obudzić. Zaczynam chodzić wzdłuż pokoju szpitalnego, a co kilka minut czuję ból jak na okres tylko taki mocniejszy. Czuję dziwne poddenerwowanie. 5:30. Nic się nie zmienia. Wręcz nasila. Jest znośnie, nie marudzę , nie płaczę. Po prostu takiego czegoś jeszcze nie czułam. 6:00. To na pewno to. Czuję to. Rodzę. Nie chcę nikogo budzić i wzywać szybko do szpitala. Wiem, że nie urodzę teraz zaraz w 5 minut. Nie panikuję. Czekam do 7. Mówię położnej, że chyba mam skurcze. Podłączają ktg. Niby aż tak się nie kwalifikuję na porodówkę, ale podczas badania lekarz stwierdza, że to już. Ma jakieś małe wątpliwości co do tętna dziecka. Jest inne niż zwykle. Dzwonię po swoją położną, siostrę i narzeczonego. Przyjeżdżają.
Czuję radość, zdenerwowanie, lęk. Ale tak bardzo się cieszę. Za kilka godzin Ją zobaczę. Akcja szybko się rozkręca. F. podaje mi wodę, masuje mnie. Siostra mówi, że jestem dzielna. Położna wspiera, przytula. Pomiędzy skurczami wciąż się uśmiecham. Coraz większe rozwarcie, najpierw piłka, później wanna. Ok 12 jest już 8/9 centymetrów rozwarcia. Jestem już trochę zmęczona i słaba, skurcze są mega silne, ale tylko oddycham tak jak mi kazano, a pomiędzy nimi uśmiecham się i wpatruję w F. Lada moment przyjdzie na świat nasza córka. Wszyscy się dziwią jaka jestem dzielna. Rozmawiam, uśmiecham się. Mam motywację. Przychodzi lekarz, tętno wciąż niepokoi i co jakiś czas spada. Mimo, że teraz jest w normie, słyszę " tniemy". Łzy w oczach. Jak to? Jak to tniemy? Przecież już prawie pełne rozwarcie, przecież wszystko było spoko. F musi wyjść. Cholera. Ja nie chcę. Chcę urodzić normalnie! Co się dzieje? Wszystko w porządku? Czemu spada jej tętno? Zaczynam się trząść. Przez to wszystko skurcze wydają mi się tysiąc razy silniejsze. Mimo wszystko oddycham. Staram się zachować spokój. Czuję się jak na filmie. Jestem już zmęczona. Ała. Znów skurcz. Dobra skoro mają ciąć, to niech tną. Kłują mnie w kręgosłup. Tracę czucie w nogach, brzuchu. Każde dotknięcie brzucha jest odczuwalne, ale w sposób niebolesny. Tną. Zaczynają szarpać. Cała się trzęsę. Minuty dzielą mnie od jej zobaczenia. Co tak długo. Każda sekunda zdaje się trwać w nieskończoność. Patrzę w jeden punkt. Staram się uspokoić. Nagle...nagle czuję ulgę. Nic w sobie nie mam. Kilka sekund później. Słyszę... słyszę płacz. Boże. Jest. Jest moja córka. Łzy lecą mi ciurkiem. Czemu mi jej nie pokazują? Słyszę ją , ale nie widzę. Co tak długo, do cholery...?! Nagle jest. Kładą mi ją obok głowy. Uspokaja się. Pierwsze w oczy rzucają mi się jej duże , piękne usta. Nie wiem co powiedzieć. Pierwsze spotkanie. Czuję się onieśmielona. Mówię "Cześć", a łzy coraz szybciej ściekają mi po policzkach. Zabierają ją. Po szyciu przychodzi moja położna z F. i wiozą mnie do osobnego pokoju, który wynajęliśmy w szpitalu. Cisza, spokój. Jestem taka zmęczona. Wciąż się trzęsę. Już po wszystkim. Przynoszą mi ją. Kładą na mnie. F. jest zmieszany, blady. Zestresował się tym całym cięciem. Pola była owinięta pępowiną. Dziękujemy za szybką reakcję. Dziękujemy za nie czekanie do ostatniej chwili. To było piękne. To wszystko. Te skurcze, F. opiekujący się mną. Uśmiech mojej siostry. Opieka mojej położnej. Atmosfera. Wyobrażałam to sobie tysiąc razy gorzej. Byłam dzielna. Dałam radę. Dla Niej. W pokoju gwar. Czekam aż zostaniemy sami. Tylko nasza trójka. Patrzymy na siebie. Na naszą córką. Stało się. Mamy dziecko. To nasza córka. Jesteśmy rodziną...
































































Tagged

44 komentarze:

  1. Jak załatwia się aby mieć swoją położną przy porodzie? Ile mniej więcej kosztuje taka usługa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, ponieważ moja położna jest znajomą rodziny i po prostu miałam dzwonić jak będę rodzić... słyszałam, że położne biorą około 300 zł , trzeba sobie wybrać i się z nią ugadać :)

      Usuń
    2. Położna można sobie ale ze szpitala wybrać, w którym chcesz rodzić albo z polecenia od innych mam, które już rodziły. U nas położna kosztuje ok 600 a 700 i chyba zależy to od szpitala. Ja akurat nie miałam ale trafiłam na świetną w szpitalu, ale gdybym miała jeszcze raz rodzić to na pewno odżałuję kasę. Siostra mojego m. miała właśnie swoją położna i była baaardzo zadowolona, tym bardziej że nie mogła urodzić łożyska i musieli wszystko wyciągnąć a jak wiadomo musi to zostać dobrze zrobione, żeby nic nie zostało, więc wszystkiego przypilnowała i wszystko było ok :) Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Alicja, a Twoja położna jest ze szpitala w Inowrocławiu? i czy można się do niej zgłosić, aby była przy porodzie? pozdrawiam

      Usuń
    4. Wiesz możesz spytać w szpitalu czy możesz dokonać wyboru położnej, bo ja nie wiem jak to jest. Ja miałam panią Bagrowską, aczkolwiek każda położna (mówię Ci to z ręką na sercu) jest tam cudowna. Opieka wspaniała. Pozmieniało się trochę.

      Usuń
    5. Dziękuje :) Właśnie opinie są różne o porodówce w Inowrocławiu ;) ale wiadomo, że nie każdemu się dogodzi ;) Wszystkiego najlepszego dla Waszej Trójki :)

      Usuń
  2. Wzruszające, Niezwykłe. Piękne. Jedyne. Niepowtarzalne fotografie.
    Obejrzałam i wzruszona uśmiecham się. Bo tyle szczęście tu w jednej obfitej dawce.
    Dzielna byłaś ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłaś niesamowicie dzielna!!
    ja wylam krzyczalam. Porod wspominam bardzo zle. Te minuty po niesamowicie! ale poród koszmarnie! jeden ogromny bol i mój krzyk. Dni po koszmar bo mdlalam. Ale kilka godzin po bezcenne! A ty piekna i mega dzielna!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że później było już dobrze kochana!!

      Dziękuję :*

      Usuń
  4. Kurde! Nie znamy się , nie jesteśmy rodziną a miałyśmy taki sam poród:)) Czytałam do pewnego momentu i było dokładnie jak u mnie:)))Sączenie się czegoś nieokreślonego, bóle jakby miesiączkowe, ktg które nic specjalnego konkretnego nie pokazało a ja czułam, że to TO :) Nie bałam się, tzn podobnie jak Ty czułam zdenerwowanie, ale przecież nie wiedziałam czego mogę się spodziewać-mówili że będzie bolało masakrycznie-a jak było ? Może tabun kobietek powie że wymyślam, ale mnie naprawdę nie bolało! Skurcze mnie męczyły, osłabiły może, ale przez cały czas kręciłam się na piłce i oddychając i dało się wytrzymać! Nie krzyczałam, chyba brakło mi by wtedy siły gdybym jeszcze krzyczała. Panie położne mówiły że dzielna jestem, wtedy się taka nie czułam, wydawało mi się oczywiste, że muszę przez to przejść właśnie tak:) Bez żadnego znieczulenia podczas-żadnego-dałam radę!-czuję się bohaterką:) a to dlatego, że całe życie wszystkim mówiłam, że jak będe kiedyś w ciąży to napewno sama nie urodzę i będe miała cesarskie cięcie-w praktyce okazało się inaczej i dziękuję za to Bozi :))) Poród to najwspanialszy moment w życiu:) Nigdy nie zapomnę tego uczucia "PLUM" kiedy to moja córcia "wyskoczyła" ze mnie i nagle nie było całego brzuszka który tak dzielnie nosiłam przez 9m-cy:))) Ale była ONA:)!!! Jak się okazało też była owinięta pępowiną i dostała za to 9pkt ponieważ skórkę miała zasinioną ale na szczęście nic jej nie groziło. Piekne chwile i nigdy ich nie zapomnę:))) Hmm na porodówce byłam sama- nie wiem czemu ale nie chciałam, żeby był ze mną partner-powiem nawet więcej-gdy wchodził na salę to go wyganiałam- wolałam to przeżyć sama:) i nie żałuję swojej decyzji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Prawidłowo oddychając da się wytrzymać, ja całą uwagę temu poświecałam i raz dwa było po skurczu :) Moja Polcia też dostała 9 punktów. Również za skórkę jej odjęli :) Ja bałam się, że wyrzucę partnera za drzwi, a tymbardziej siostrę z aparatem, ale dali mi mnóstwo sił i było wręcz wesoło :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Ech, jakbym czytała o sobie z tą cesarką:) Ale u mnie od wejscia do szpitala do narodzin Poli minęły jakieś 3 god, więc szybko :) ktg na porodówce już i nagle tętno spada, chociaż godzinę temu jak mnie przyjmowali było ok. Szybka decyzja- tniemy. Też sie zaczęłam trząść i nawet skurcze mi na chwilę ze strachu ustały. Szybki bieg przez korytarze i byłam na sali. ALe cc pod narkozą, bo na inne znieczulenie było za późno. A jak mnie obudzili to pierwsze pytałam o Pole, czy nic jej się nie stało. Ale było ok, 2 razy się owinęła pępowiną. I była maleńka 50 cm i 2350 kg (donoszona, 8 dni przed terminem). I miała włosy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być dłużej, ale to kiedyś na blogu opiszę, bo za długi komentarz mi wyszedł :)

      Usuń
    2. Mi też przez chwilę skurcze ustały!! A ta trzęsiawka nie do opanowania!

      Usuń
  6. Relacja zdjęciowa jest niesamowita! Widać wspaniełe emocje, napatrzeć się nie mogę. Cieszę się, że podieli odpowiednie działania i wszytsko się dobrze skończyło.

    Ja porodu nie pamiętam niestety. Miałam ogrom komplikacji w trakcie i po. Dziecko zobaczyłam dopiero po miesiącu z powodu mojego bardzo ciężkiego stanu. Dlatego zazdroszczę każdej kobiecie spomnień a Tobie dodtkowo tak cudownej pamiątki w postaci zdjęć! Fotografia narodzin to coś wspaniałego!

    Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie współczuję, musiało być Ci bardzo ciężko...

      A co do mnie, również cieszę się, że podjęli taką decyzję i nie czekali do partych, bo wtedy mogłoby się skończyć tragedią. Ile się o tym słyszy...

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Aż miałam łzy w oczach! Piękna historia!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie napisane.
    Dobrze, że jesteście już razem.

    OdpowiedzUsuń
  9. piekne zdjęcia, ja z porodu pamiętam to jak sie bałam że na porodówkę nie zdążę :) wszystko trwało 1.45h, w szpitalu mówili że dawno takiego expresu nie widzieli :) jestem szczęściarą

    OdpowiedzUsuń
  10. Ogromnie się wzruszyłam ...

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzielna jestes :) i masz sliczna corci :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piekna pamiątka, wyjątkowa i szalenie piękna. Jestem tylko w szoku jaka byłaś spokojna, ja to panikowałam jak diabli :)
    Piękne jesteście Dziewczynki:) Ściskam Was mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, ja się bardzo długo męczyłam, do szpitala trafiłam w piątek z dziwnym ciśnieniem, co okazało się jakąś fanaberią, bo nic później się nie działo, ale z racji tego, że byłam 4 dni po terminie i zaczął mi się czop odrywać pani na recepcji, zakwalifikowała mnie do porodu!! Masakra a nic więcej się nie działo. Położne i lekarze patrzyli na mnie jak na wariatkę...
    Pierwsze skurcze czułam już późnym wieczorem w piątek, były co 5 minut ale znośne, całą sobotę prze pękałam z regularnymi skurczami co 3-5 min, informowałam lekarzy, stwierdzili, że jeszcze się uśmiecham, więc takie skurcze to nie skurcze, nie wzruszało ich. W nocy z soboty na niedzielę dostałam bardzo bolesnych skurczy, a że przez ostatnie dwie noce nic nie spałam czułam się już wykończona, a gdzie jeszcze miałam rodzić. Męża ściągnęłam w sobotę o 23:40 pojawił się o północy.. Rozwarcie szło w miarę szybko, aż do momentu kiedy osiągnęło 8cm, akcja porodowa zatrzymała się na dwie godziny o 9:00 w niedzielę, jeśli się nic nie ruszy miałam dostać oxy, szczęściem była zmiana lekarzy o 9:00 zabrali mnie ekspresem na cesarskie cięcie, Norbert zablokował się między żebrami a kością miednicy, był wbity w nią główką, oxy by nic nie dała, dziękuję Bogu za zmianę lekarzy, bo gdyby nie to nie wiem jak poród przebiegł by dalej... byłam już wykończona.. Poród wspominam bardzo ciężko, ale jak tylko wbili mi w kręgosłup znieczulenie do cc poczułam się bosko!! Śmialiśmy się i żartowaliśmy, moje ciało się bardzo zaczęło trząść i nie potrafiło przestać przez kolejne godziny po, a spotkanie z synkiem... To było niesamowite doznanie... Nie mogłam przestać na niego patrzeć, zakochana od pierwszego wejrzenia, śliczny, spuchnięty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że wszystko się dobrze skończyło... Z tą trzęsiawką miałam identycznie i nie mogłam opanować!

      Usuń
    2. Ta trzęsiawka to chyba od znieczulenia... Tak sądzę ;) Bo wyżej też jedna dziewczyna po cc o tym pisała, czyli normalna reakcja na znieczulenie ;)

      Usuń
  14. Uwielbiamy czytac wasze przezycia :) Cudne zdjecia:)

    OdpowiedzUsuń
  15. cudowne fotografie...przypomniały mi się moje dwie cesarki....dziękuje za te emocje Alicjo

    OdpowiedzUsuń
  16. wzruszajace ... cudownie opisane
    dzielna jestes !! ja to odrazu wzielam zewnatrz oponowe bol byl nie do wytrzymania jak dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma inny próg bólu, ja bardziej nie mogłam wytrzymać bólu po CC np, to był dla mnie koszmar :(

      Usuń
  17. nie rób z siebie takiej wojowniczki, nie Ty jedna rodziłaś, wiele mam miało gorsza przeżycia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiejętność czytania ze zrozumieniem się kłania. Post miał ukazać, ze mój poród był piękny i nie straszny, podczas gdy wiele kobiet przechodzi przez męczarnie. ;]

      Usuń
  18. Witam :)

    Niesamowite zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Super opis pieknego porodu ! Szkoda ze sie skonczyl cc, ale to dla dobra malutkiej !

    OdpowiedzUsuń
  20. Super opis pieknego porodu ! Szkoda ze sie skonczyl cc, ale to dla dobra malutkiej !

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja przy pierwszym porodzie byłam straszna. Ale u mnieakcja postępowała bardzo powoli. Rodziłam 23 godziny, rozwarcie nie chciało postępować, do tego bóle krzyżowe... Ostatnie sześć godzin porodu spędziłam popłakując, ze nie dam rady i biorąc na litość położne ("niech mi ktoś pomoże"). Mąż był stale ze mną, wspierał pocieszał, a w krytycznym momencie to on podjął decyzję o oksytocynie (ja już nie chciałam żeby mnie ktokolwiek dotykał, badał, wkłuwał się itp.). Beż niej pewnie skończyłoby się cesarką.

    Drugi poród był ekspresowy. Skurcze zaczęły się o północy, o szóstej rano spacerkiem poszliśmy we trójkę do szpitala. Potem mąż zabrał Tymona do domu a ja rodziłam Agnieszkę. O siódmej było po wszystkim. Tylko przy samym parciu (20 minut) krzyczałam, ze już nie dam rady. :) Wcześniej żartowałam sobie z położną.

    OdpowiedzUsuń
  22. Pani Bagrowska to zlota kobieta :* ja nie mialam oplaconej poloznej a po porodzie ona sie mna tak zajmowala ze az mi glupio bylo :) cudowna babka :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jezu... popłakałam się. Nie wiem co powiedzieć. Cudowne zdjęcia! Gratuluję :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze obrażające mnie, moją rodzinę i czepiające się każdego szczegółu naszego życia nie będą publikowane.

.