Open top menu
6/26/2014

Niska samoocena i brak wiary w swój wygląd - jednym może wydawać się niczym nie groźnym. Ja wiem, że jest to najgorsze gówno, które śmierdzi wyjątkowo mocno. Nie wiem czy negatywny stosunek do mojego wyglądu wynikał z faktu, że w dzieciństwie rodzice nie mówili mi, że jestem piękna czy może z tego, że w okresie dojrzewania ktoś powiedział mi, że jestem brzydka i zakorzeniło się w to w mojej głowie zbyt głęboko pozostawiając mocny ślad. Może wynikało to z tego, że jakoś od 3 gimnazjum przebywałam z samymi chłopakami, którzy traktowali mnie jak kumpla, jarając się przy mnie innymi dziewczynami. Dopiero po latach dowiedziałam się, że co drugi był we mnie zakochany. Wtedy myślałam, że traktują mnie jak kumpla, bo do hot laski to mi raczej daleko. A oni po prostu traktowali mnie jak równą sobie. Taką, z którą można pogadać, wypić piwo i śpiewać na osiedlu o północy.

Mimo to nie myślałam wtedy jakoś szczególnie o wyglądzie. Jakiś czas później miałam ogromne powodzenie a okienko popularnego wtedy Gadu-Gadu migało jak szalone. Nie należałam do tych wiernych jak pies. Pisałam z dziesięcioma naraz, spotykałam z pięcioma i mimo, że były to niewinne spotkania, bo nie sex był mi wtedy w głowie, to teraz wiem, że postępowałam nie fair. A, że wierze w karmę wiem czemu trafiałam na samych, u których również okienka GG migały jak szalone. A jak się trafił jakiś porządny, to bawiłam się jego uczuciami, zbywając go na każdym kroku, a potem płacząc czemu nie trafia mi się nikt normalny. Do rzeczy.

Kiedy nareszcie poznałam swojego F. z dnia na dzień zaczęłam zmieniać się w ... psychopatkę. Psychopatkę, która śledzi, sprawdza i uprzykrza życie. Często widziałam w jego oczach łzy i niemoc. Ktoś normalny już dawno, by mnie zostawił. Ale nie on. On kochał zbyt mocno. Zbyt mocno, by zostawić.
Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i nie wierzyłam. Nie wierzyłam, że on może mnie taką kochać. Mijałam zgrabne laski na ulicy i od razu w głowie pojawiały się myśli "Może gdybym zmieniła włosy, wyglądałabym lepiej?" ; " Może jakbym trochę schudła?". Jakiekolwiek zmiany nie przynosiły efektu. Czułam się dobrze w swojej skórze tylko w domu, kiedy w telewizji nie leciały klipy z pięknymi kobietami, a w serialach nie było nagości. Wszystko zmieniało się kiedy wychodziłam z domu. Pewna siebie do czasu gdy na ulicy nie minęła mnie szczupła brunetka idąca pewnym krokiem przed siebie. Automatycznie patrzyłam na mojego F. czy nie zwraca uwagi na takie panny. Mimo, że nie zwracał w domu musiał słuchać, że na pewno się spojrzał, na pewno myśli o innych itp. Telefon był kilka razy dziennie sprawdzany kiedy nie widział, a ze zwyczajnych smsów z kolegami ja potrafiłam utworzyć scenariusz kończący się co najmniej zdradą. Mimo, że był on jednym z niewielu, którzy będąc w związku w dupie mają inne - ja nie mogłam w to uwierzyć. W poprzednich związkach byłam z facetami, którzy przy mnie potrafili komentować inne mówiąc jakie są super. Dlaczego on miałby być inny? Byłam taka głupia.

Pamiętam sytuację kiedy F. przyjechał do mnie i opijaliśmy w dwójkę jego urodziny. Wzięłam jego tel i spojrzałam w kontakty. Nigdy nie miał w nich żadnej dziewczyny poza mną...ale tego dnia miał. Patrzę: "Julita". "Kto to ku*wa jest?! Odpowiedz!" . "Nikt" - odpowiedział. "Odpowiedz ku*wa, powiedz co to za dzi*a. Zabiję ją". Uspokajał mnie tylko pytając co się ze mną dzieje. Dalszych wyzwisk nie będę chyba publikowała. Pamiętam co wtedy czułam. Widząc kontakt "Julita" poczułam ogromny gul w gardle, nie mogłam oddychać, a oczy zalały się łzami. Czułam się jakbym przyłapała go na seksie. Gotowało się we mnie i cała się trzęsłam. Rano F. z załzawionymi oczami podał mi telefon i powiedział. "Nie wierzysz? To sprawdź. to numer ***. Wiesz, że ma problemy z policją nie chciałem zapisywać go jego imieniem". Parsknęłam śmiechem. Powiedziałam, że nie chcę. Sam wykręcił mi numer i przyłożył do ucha. Usłyszałam męski głos. Sprawdziłam czy wykręcił ten sam nr, który widziałam wczoraj. Tak...był ten sam. Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja miałam ochotę się zabić. Po raz kolejny go zraniłam i pokazałam jak bardzo mu nie ufam. Sobie samej uświadomiłam jak bardzo w siebie nie wierzę.

Sytuacji było o wiele więcej. Mniej lub bardziej drastycznych. Często z moich ust padały słowa o samobójstwie. Mówiłam mu przez telefon, że jeśli coś zrobi - zabiję się. Po czym wyłączałam telefon. Czasem po jego wyłączeniu niczym psychopatka leżałam patrząc się w sufit z uśmiechem, wiedząc że on właśnie odchodzi od zmysłów. Czasem chciałam to zrobić na prawdę. Kiedyś nawet spróbowałam... Był zrozpaczony. Kiedy w końcu mi wybaczył wybełkotał tylko: "Jak mogłabyś mnie zostawić?! Co Ci strzeliło do głowy? Mogłoby tu Cię teraz nie być..." Ale znosił to wszystko. Mimo, że z dnia na dzień był coraz bardziej tym wszystkim zmęczony.

Chorobliwa zazdrość opętała mnie całą. Straciłam kontrolę nad sobą i nie umiałam jej odzyskać. Kiedy wychodził gdzieś gdzie mogła być płeć żeńska rozmyślałam jak to się może skończyć. Kiedy pisał mi smsa, że ogląda film, oglądałam to samo, żeby wiedzieć czy przypadkiem jego uwagi nie zwróci jakaś kobieta. A kiedy w filmie następowała scena erotyczna znów pojawiał się gul w gardle a F. zostawał zasypywany smsami typu: " I co podjarałeś się? Chciałbyś żebym tak wyglądała?" i z milionem innych pretensji. Pół roku potrafiłam rozmyślać o czymś , z czego on nawet nie zdawał sobie sprawy, że mogłoby mnie to przejąć.
Przez pierwsze miesiące bycia z nim to wszystko rozpieprzało mnie od wewnątrz, bo milczałam. Dusiłam w sobie. Dramat rozpoczął się kiedy zaczęłam na głos mówić co myślę, co czuję.
Psychopatka. Po prostu psychopatka.

F. nigdy do końca nie rozumiał. Myślał, że to bierze się tylko i wyłącznie z braku zaufania. Kiedyś powiedział mi: "To, że ty byłaś nie fair w swoich poprzednich związkach nie oznacza, że ja taki jestem wobec Ciebie. Nie wszyscy tacy są". Codziennie powtarzał mi jaka jestem piękna wpatrując się we mnie jak w święty obrazek. Koleżanki zazdrościły, bo gdy byliśmy na domówkach i wszyscy inni patrzyli się na klip z laskami w bikini, on całował mnie w czoło. Kiedy inni właśnie gadali o jakiejś dziewczynie, którą widzieli on mówił, że go to nie obchodzi. To wszystko było takie szczere, takie prawdziwe. On nie udawał. On taki był. On taki jest.

Ale to nie pozwalało mi się wyleczyć. Nienawidziłam swojego odbicia w lustrze i zaczęłam skupiać się tylko na nim. Pragnienie idealnej sylwetki, codziennie idealnie dobranych ciuchów i idealnego makijażu sprawiło, że zapomniałam o jednym. O swoim charakterze. On nie mógł już tego znieść. Kiedyś nie wytrzymał i powiedział: "Dla mnie jesteś ideałem nie rozumiesz?! Podobasz mi się tak, że skręca mnie za każdym razem jak Cię widzę, ale to nie znaczy nic, bo zaczynam Cię nienawidzić" po czym dodał "Wolałbym być z kimś brzydkim, ale normalnym, bo wygląd to ty masz zajebisty, ale charakter masz zje*any". Wtedy do mnie dotarło. Próbując być idealną zapomniałam o jednym. Nie jestem z facetem, który jest ze mnie dla wyglądu. Jestem z facetem, który wybrał mnie bo pokochał moją osobowość. Jestem z facetem, który jest teraz nieszczęśliwy, bo ma piękną kobietę, która jest okropna. Której nie znosi i na którą nie może już patrzeć. Przez jakiś czas podporządkowywał się mi, uważał na to co mówi, żebym źle tego nie odebrała, zmieniał kanał kiedy martwił się czy scena w nim mnie nie rozzłości. Chory schemat, który przeraża mnie kiedy patrzę na niego z perspektywy czasu. Kiedy zaczął mi się stawiać i mówić przy każdym zarzucie, że to ze mną jest coś nie tak i on nie będzie robił wszystkiego wg mojego widzimisię byłam zrozpaczona, ale był to chyba rodzaj terapii. Gdyby do tej pory robił wszystko pod moje dyktando, tłumacząc się z czegoś czego nie zrobił, byłabym taka do dziś.

Wyleczyło mnie ...macierzyństwo. Kiedy człowiek jest zajęty to nie ma czasu na pierdoły, na rozmyślanie, na tworzenie chorych scenariuszy. W zeszłym roku kiedy na moim palcu wylądował pierścionek wiedziałam, że jestem tą jedyną. Czasem jeszcze robiłam sceny, ale intensywność tego zaczęła maleć. Ciąża była okresem kiedy czułam się najpiękniejszą kobietą na świecie. Tak już mi zostało. Uwierzyłam w siebie, w swój wygląd. Dzięki wierze w wygląd uwierzyłam też w swoje możliwości. Wiem, że mogę wszystko. Mój związek przetrwał, ale inne, które tkwią w tym bagnie zapewne się rozpadną. Wiem to dlatego, że mój facet jest jednym z niewielu, który mimo tego, że cierpiał, nie mógł mnie zostawić. Nasz związek nareszcie jest normalny. Jak dorośli ludzie rozmawiamy o innych kobietach, a oglądając telewizje i widząc nagie kobiety nie kończy się to rozmyślaniem "Czy ona spodobała mu się bardziej niż ja?".

Czasem ten stan jeszcze próbuje mnie nawiedzać. Nauczyłam się jednak z tym walczyć i powiedzieć złym myślom STOP.

Dziś  z F. kochamy się jeszcze bardziej i mamy się dobrze. A ja jestem kobietą, która nie musi nałożyć na siebie makijażu, żeby spojrzeć w lustro i się sobie podobać. Kiedy chodzę na fitness dumnie patrzę w lustro na swoje zaokrąglone pośladki i śledzę w nim cały czas swój każdy ruch. Uwierzyłam też w swoje możliwości. W to, że mogę wszystko. Stałam się kobietą sukcesu, która stawia sobie cele i je osiąga.

Chorobliwa zazdrość to idealny sposób na zrujnowanie związku. Przeszłam ten syf i doskonale wiem co czuje osoba, która to przeżywa. Nie ma na to złotej recepty, ale mam do tego specjalne podejście, które może takiej osobie pomóc. Sama wiele czytałam i radziłam się w tym temacie psychoterapeutów. Nie życzę tego dramatu nikomu.  Dlatego proszę...jeśli to przeżywasz - zrób z tym coś. Nie marnuj życia sobie, a tym bardziej osobie, która kochasz. Zrób cokolwiek. Idź do psychoterapeuty, porozmawiaj ze mną, z przyjaciółką. Po prostu coś zrób...

Wierzę, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Wierzę, że ten cały dramat miał swój cel. Nie wiem jaki. Ale może gdybym zmieniła bieg wydarzeń i wykreśliła to wszystko ze scenariusza życia... może byłabym w zupełnie innym położeniu niż jestem teraz. I niekoniecznie w lepszym...Nie żałuję niczego. Bo każda nawet najgorsza rzecz doprowadziła mnie do punktu, w którym jestem teraz. A jak jest teraz... to już sami wiecie.


PS: Potrzebowałam wiele odwagi, by powiedzieć o tym komukolwiek. Nie powiem już jak wielkiej odwagi potrzebowałam, by napisać to...całemu światu. O całej sytuacji wiedziała tylko moja przyjaciółka. Która była taka sama. Robiła tak samo. Sprawa ta jest dla mnie o tyle ważna, że z góry Wam mówię iż komentarze, w których będziecie mi pisać jaka to jestem psychiczna , nie będą publikowane. Dla mojego własnego komfortu psychicznego. Dziękuję.



Tagged

53 komentarze:

  1. Ach Mamala, Mamala. Taki Ci się skarb trafił, że nie jedna pekłaby z dumy mając go przy sobie! Cieszę się, że się opamiętałaś :) Byłam w takim związku i wytrzymałam tylko/aż 5 lat. Po tych 5latach zrozumiałam, że zostałam sama, bo mój ex odciął mnie zupełnie od rodziny, znajomych, kolegów z pracy. Byłam sama.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow odwaga aby pisać tak osobiste rzeczy. Ale to potrzebne! Dla innych młodych dziewczyn. Też tak miałam. Bałam się że mnie zostawi, zdradzi ale z biegiem czasu zrozumiałam że co ma być to będzie, a sprawdzanie, podpuszczanie i robienie awantur nic nie zmieni a może pogorszyć. Teraz tworzymy rodzine, mamy 2 dzieci i każdy z nas wie co ma do stracenia. Każde z nas zna swoją wartość. Kiedy mnie poznał byłam modelką, zgrabna i ładna a teraz daleko mi do tego ale wiem że On kocha mnie taką jaką jestem. Nie za wygląd a za całokształt;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając to miałam gęsią skórkę... wow niesamowite dreszcze. Analizując Twoje zdanie po zdaniu miałam wrażenie jakbym czytała o sobie. Dobrze, że opublikowałaś to, choć domyślam się że przyniosło Ci to wiele trudu. Myślę, że otworzyłaś oczy mi i większości czytających Twojego bloga.... Podsumowując mój komentarz i wysuwając wniosek własny nasuwa mi się tylko jedno : DZIĘKUJĘ ! :) Jeszcze nigdy czytając Twoje posty nie utożsamiłam się z czymś tak bardzo. Wielki buziak leci w Twoją stronę :-* Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatkało mnie.....
    Nie powiedziałabym, że mogłabyś być aż tak zazdrosna. Wręcz przeciwnie, wydajesz się być pewna siebie i swojej zajebistości :P Taka fajna babka :) Najważniejsze, że to już za Tobą i nie męczysz już F. swoimi podejrzeniami.
    Ja zupełnie nie miałam takich problemów, jestem ze swoim M "od zawsze", czyli od 10 lat. Nawet idąc ulicą mówię czasem: zobacz jaka fajna laska. Nie mam nic przeciwko, że się czasem obejrzy na ulicy za kimś, ja też lubię popatrzeć na facetów. Wiem, że jest tylko ze mną, kocha nasza rodzinę i będzie zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo teraz już tak jest! Jestem pewna siebie i czuję się super w swoim ciele! Ale niestety trzeba było przez to wszystko przejść...:)

      Usuń
  5. Jestem pod wielkim wrażeniem Twojej odwagi by otwarcie powiedzieć o czymś takim. Sama czasami byłam w podobnej sytuacji i gdyby nie facet nie wiem czy uwierzyłabym w to, że mogę żyć bez zazdrości, awantur i prób pseudosamobujczych.. wiem co czujesz.. wiem co czułaś, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana, jesteś piękną, mądrą kobietą. I super, że w końcu to dostrzegłaś.
    Myślę, że każda z Nas w jakimś stopniu przechodzi taki okres, brak akceptacji własnej osoby, zazdrość, często chorobliwą. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak to się stało, że zazdrość u mnie minęła, po prostu... zniknęła.
    Problem mam jednak z akceptacją własnej osoby, swojego wyglądu i to się już raczej nie zmieni (no make up? w żyyyciu!)
    Ale Tobie gratuluję, bo to duży sukces :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie Twój narzeczony musi Cię naprawdę bardzo mocno kochać skoro to wszystko wytrzymywał. Cieszę się, że to wszystko dobrze się skończyło i zazdroszczę Ci. Zazdroszczę Ci Twojego zaje*bistego życia, cudownego narzeczonego i uroczej córeczki. Czytam Cię już od dłuższego czasu i za każdym razem nie mogę się doczekać nowego postu. Bardzo chciałabym Cię kiedyś poznać, nawet mieszkam kilka km od Ciebie :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Skąd ja to znam...
    Jestem mamą prawie już rocznej córeczki, jesteśmy z mężem już prawie 7 lat a ja nadal jestem chorobliwie o niego zazdrosna. Nasz związek jest poukładany i udany. Gdy pokazuję swoją zazdrość od razu wszystko się między nami psuje i wali. Staram się nie pokazywać tego jak na mnie działa sytuacja gdy mija nas jakaś dziewczyna a on na nią tylko spojrzy, w środku po prostu się gotuję. Byc może spowodowane jest to tym, że po ciąży moja samoocena baaardzo mocno spadła i czuję się źle w sobie. Wiem, powinnam być dumna, że urodziłam prześliczną córeczkę ale nie akceptuję swojego ciała po ciąży.
    Gratuluję, że miałaś odwagę napisać coś tak bardzo osobistego i zazdroszczę Ci, że jesteś dumna ze swojego ciała. Uwielbiam wchodzić na Twojego bloga Buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja psychopatką nie byłam i nie bedę. W Twoim tekście jedyne co mi się nie podoba to tytuł, bo świadczy,że nie wiesz co bycie psychopatką znaczy. Ja wiem aż za dobrze,bo przez prawie 5 lat żyłam w chorym związku. Być może o tym napiszę,bo idąc w Twoje ślady,dokonując publicznego katharsis,moze uporam się wreszcie z demonami przeszłości. A co do Twojej opowieści. Myślę,że zaufania człowiek nabiera z wiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Podziwiam Twoją odwagę i szczerość aż do bólu. Lubię Cię za to jeszcze bardziej. Pozostań sobą, tą dobrą i kochającą. Szanuj miłość bo to bardzo krucha sprawa i szkoda by było ją stracić przez głupią zazdrość.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój K też mnie wyleczył... Give me 5 Psychopatko :-D
    I chyba też dzieci - one dają moc ;-) niesamowitą...

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam jednym tchem,i teraz bardzo się z Tobą utożsamiłam,zawsze myślałam że tylko ja jestem tak nienormalnie,chorobliwie zazdrosna.Tzn,byłam bo teraz jestem dużo spokojniejsza,choć zazdrość nadal jest,to myślę że już zdrowsza - niż wcześniej.Ja również nigdy nie czułam się dostatecznie ładna,ba zawsze czułam się gorsza.Moje dzieciństwo i dorastanie przebiegło tak,ze zawsze żyłam w cieniu siostry.W szkole byłam przez nią tępiona,i obgadywana wśród jej koleżanek i kolegów,potem dowiedziałam się że niejednemu się podobałam,ale siostra skutecznie im pomysły randkowania ze mną zaniechywała.Z wielkimi kompleksami wyjechałam stamtąd,wyjechałam do Holandii na kilka lat,sama.Tam poczułam się trochę bardziej pewna siebie,4lata tam bardzo mnie zmieniły.Ale nie na tyle bym czuła się tak cały czas.Poznałam byłego męża,który robił to samo co moja siostra,tylko że ja tego dłuższy czas nie zauważałam,zaślepiona ślepą miłością.Staczałam się coraz bardziej,czułam się brzydka,gorsza,wmawiał mi że gdyby nie on,nie miałabym nikogo.Rozwód przyniósł ukojenie i nową miłość.Prawdziwą,poznałam wspaniałego faceta,przy którym nareszcie poczułam się jak prawdziwa kobieta,zasypywana komplementami,uwodzona nawet teraz po 4latach bycia razem,on wciąż patrzy na mnie tak,jak na początku.Jest o mnie zazdrosny,wciąż mówi że nie wierzy,że taka kobieta jak ja zainteresowała się nim.Choć ja i tak nadal myślę że mówi mi to tylko dla przyjemności,nie potrafię w lustrze widzieć tego co on do mnie mówi,dlatego początki naszego związku były trudne,choć przeplatane wielką miłością to ja i tak nie potrafiłam mu zaufać,ciągle myślałam że i tak w końcu mnie zdradzi,bo znajdzie ładniejszą,smuklejszą...były kłotnie,wyzwiska,potrafiłam go nawet opluć,podrapać,krzyczałam,płakałam.A on to wszystko wytrzymywał.I dalej ze mną jest,tłumacząc mi że nigdy się nie zakochał - dopóki nie poznał mnie...rozumie mój charakter,wie co przeżyłam.Jest między nami lepiej,ja odbudowuję swoje zaufanie do innych.Wierzę że będzie teraz już tylko lepiej.Rozumiem Cię,bo w większości zachowywałam się podobnie.Byłam zazdrosna o każdą koleżankę,kazdą kobietę z którą rozmawiał...Ale i tak uważam że bez zazdrości nie ma miłości,tyle że ta zazdrość nie może nami zawładnąć do takiego stopnia ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Nikt z nas nie jest idealny,każdy ma jakieś tam wady, zalety...Cieszę się, że akceptujesz w końcu siebie...masz cudownego faceta, idealną córcie...Nic, tylko cieszyć się życiem!!! masz dla kogo!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Podziwiam to, ze potrafiłaś to wszystko opisać..Jestes dzielna, że mimo wszystko udało Ci się "opamietać"..Zazdrość to coś strasznego, niszczy wszystko. Też mam problemy z samokaceptacja, też nie moge uwierzyc w to kiedy ktoś mówi mi, ze jestem piękna..Może dlatego cały czas jestem sama, ale to nie ważne. Ważne jest to, że masz w sobie tą siłe, która napedzana jest miłoscią F. i Poli. Dobrze, ze wierzysz w siebie bo jesteś naprawde wartosciową kobietą. Pamiętaj zeby już nigdy więcej nie dać sie ponieść temu paskudnemu uczuciu zazdrości, Ty jak i Twoi bliscy nie zasługują na to.

    OdpowiedzUsuń
  15. Napisz książkę, naprawdę życiowe i porusza :) Jesteś boska !

    OdpowiedzUsuń
  16. Podobnie jak komentarz powyżej, sugeruję nie nadużywać i nie afiszować się z określeniem psychopata, bo to jak się zachowywałaś było chore i więcej miało do czynienia z zespołem Otella niż byciem psychopatą. Uwierz mi, że jako psychopatka nigdy byś tego publicznie nie napisała.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z identycznym "przypadkiem" jak ja... Aż do dzisiaj... :-D
    My Psychopatki trzymajmy się razem! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Potrzeba wiele odwagi by pisać tak osobiste rzeczy.
    Z drugiej strony praca nad sobą jest jednym z największych wyzwań.
    Ja też nie byłam zadowolona ze swojego ciała. Za to charakterek mam bardzo wybuchowy.
    Mnie pomogła terapia. sama bym tego nie udźwignęła aby w końcu zobaczyć piękno w sobie.
    Trochę późno się za to zabrałam, ale jak mówią lepiej późno niż wcale.
    Choć gdybym miała szansę i wiedzę zabrałabym się za siebie przed narodzeniem dzieci. Gdzieś te traumy z dzieciństwa nakładają się na moje modele wychowawcze. i u mnie dopiero przy drugim dziecku dane jest doświadczać macierzyństwo pełną gębą.
    Także super, że pierwsze dziecko uruchomiło w Tobie tyle pięknych możliwości i chęci zmian na lepsze. pzdr

    OdpowiedzUsuń
  20. Swoją osobistą refleksję napiszę później albo jutro.
    Mamala jesteś super, odważną i zdecydowaną kobietą :)
    Wpis przeczytałam jednym tchem i jak anonim wyżej pomyślałam wydaj książkę -przeczytam na 100 %.
    Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
  21. wow ... przeczytałam ten tekst z zapartym tchem, na koniec się poryczałam ... podziwiam wytrwałość Twojego partnera niejeden by dawno dał sobie spokój, zobacz jak wielka jest Jego miłość do Ciebie i ile mogłaś stracić przez tą chorą zazdrość :) .... sama mam bardzo kochającego męża i wiem ile to znaczy, bo gdyby nie on to nie wiem jakby potoczyło się moje życie, chociaż nie przeżyłam nawet połowy z tego co Ty .... pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. A tym zdjęciu bym Cię nie poznała :) Wolę Twą dzisiejszą wersję, bo od pierwszego wejrzenia wzbudzasz ogromną sympatię...

    OdpowiedzUsuń
  23. Niesamowicie podziwiam za odwagę. Myślę, że opisaniem teraz swojej historii już pomogłaś wielu kobietom.

    OdpowiedzUsuń
  24. byłam taka sama taka sama rozumiesz mój teraz już maż przechodził ze mną to samo.... też dzwoniłam nagadałam mu potem sie rozłączałam i nie odbierałam telefonów , dramat dobrze że to już mineło :) i jestem szczęsliwa :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Gratuluje odwagi! Widać że dużo przeszliście razem ale to was tylko wzmocniło, życzę Wam już teraz tylko dużo miłości i zaufania i radości ze wspaniałego skarba jakim jest Wasza piękna córcia :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Monstrualnym krokiem na przód jest nie tylko to, że pozbyłaś się/pozbywasz tych wszystkich negatywnych cech, ale przede wszystkim to, że publicznie przyznałaś się do niedoskonałości w swoim charakterze - to szalenie ważne. Intymne wyznania nigdy nie przychodzą łatwo, pamiętam jak pisałam o tym, że jestem DDA - pięć razy czytałam tekst przed dodaniem, piętnaście razy zastanawiałam się czy w ogóle go udostępnić. Aż w końcu kliknęłam i kamień spadł z serca. Mamalo, jesteś super babką - wiem, że to wiesz. Cieszę się - tak naprawdę szczerze, że trafił Ci się taki skarb u boku - życzę Wam wszystkiego co najpiękniejsze!

    OdpowiedzUsuń
  27. Swoje mu nawywijałaś, on swoje się nacierpiał, traktując Cię jako jedną jedyną, a nie jedną z wielu w zamian za zazdrość do potęgi entej. Dzieje się tak i mni to nie dziwi. Zwłaszcza jeśli kiedyś w życiu nas ktoś skrzywdził, zwłaszcza gdy przywykliśmy do życia i zabawy na emocjach. Na szczęści dorastamy, dochodzimy do innych wnioskó. Na szczęście udało Ci się uciec. Najważniejsze, że jesteście cudowną rodziną i wieci że możecie na sobie polegać nawet w tych chwilach nie usłanych różami.
    Myślę, że wyrzucenie tego w słowach będzie dodatkową, niezwykłą terapią. To że publicznie postanowiłaś o tym napisać świadczy też o Twojej dojrzałości emocjonalnej oraz o tym, że poradziłaś sobie z problemem wyśmienicie. Powodzenia w kolejnych dniach z miłością, bez psychopatki w tle :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Też tak miałam, każdy musi przez to przejść żeby zrozumieć że robi źle. Ważne żeby być szczęśliwym:-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Mocne... Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Lepszą lub gorszą. Ważne jest to, by wyjść z największego bagna i wyciągnąć wnioski. Tobie się udało. I to jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  30. Aż mnie za gardło ścisnęło ;o. Rzeczywiście trochę byłaś tą psychopatką ;d i widać po tym co napisałaś, że Cię Twój narzeczony naprawdę bardzo mocno kocha. I naprawdę jestem pełna podziwu, że potrafiłaś opowiedzieć o tym na forum, publicznie. Trochę w tej opowieści widzę siebie, i wiesz ten tekst daje do myślenia. Fajnie, że to z siebie wyrzuciłaś, może inne osoby pójdą tym samym tropem. Osobiście się nie znamy ale kojarzę Cię, ze studiów :) i muszę Ci powiedzieć, że rzeczywiście patrząc na Ciebie i Twój charakter jako trzecia osoba to mimo, że Cię nie znałam to nie przepadałam za Tobą, ale czytając Twój blog regularnie to stwierdzam, że dziecko Cię rzeczywiście odmieniło :) Mimo, że "nie ocenia się książki po okładce" Służy Ci macierzyństwo ;)
    Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja za to byłam w sytuacji Twojego F. Kobieta faceta który jest chorobliwie zazdrosny. Jestem zdziwiona tym, że on nie postępował pod Twoim wpływem tak samo, bo na mnie to wpływało strasznie " On może grzebać w moim telefonie, to dlaczego ja mu nie? " Pamiętaj, że jesteś piękną kobietą !

    OdpowiedzUsuń
  32. Rany ludzie, nie afiszujcie się tak z określeniem "byłam psychopatką". Psychopata to osoba cierpiąca na nieuleczalne zaburzenie osobowości, na które cierpi 2-3 % społeczeństwa i nie da się go wyzbyć. Osoba chorobliwie zazdrosna to nie psychopata. Ja rozumiem, ze tu padł taki tytuł bo jest bardziej "klikalny" ale nie osłabiajcie określenia psychopata, i nie przykładajcie mu twarzy kochającej i miłej kobiety, bo to bzdura i robi krzywdę, tym, którzy myślą, że psychopata jest uleczalny. Otóż NIE JEST.

    OdpowiedzUsuń
  33. Tekst na prawdę bardzo osobisty podziwiam Cię za to ze tak publicznie zdecydowalas się o tym napisac no i niestety często jest tak że zycie nam nie pobłaża ale jak widać można sobie dac rade ze wszystkim nawet z samym sobą

    OdpowiedzUsuń
  34. Każdy ma jakieś potwory w szafie :) Dobrze, iż twoje powoli z niej wychodzą. A co z tą ciążą to wiem, o czym mówisz, też czułam się najseksowniejszą istotą na ziemi :)

    Takie uzewnętrznianie nie raz pomaga. Mi bardzo pomogło z depresją o porodzie, choć akurat nie opisałam tego na blogu :)

    Gratki za odwagę :*

    OdpowiedzUsuń
  35. Trzeba mieć odwagę! Podziwiam :) I nie oceniam, bo brak pewności siebie znam aż nadto, nietety nie do końca sie z tego wyleczylam i obiawiam się że potrzebna by mi była terapia. Jednak to taki cień przeszłości, raczej dzieciństwa. I tez nie lubie o tym mówić. Nie wiem, czy potrafiłabym sie tak obnazyc publicznie jak Ty. Chciaz bardzo bym chciała, bo mogłoby to pomóc niejednej osobie...

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja też dołączam do grona podziwiających...zwłaszcza za odwagę w napisaniu tego tekstu. Osobiście mam wiele grzechów na sumieniu o których nieraz chciałabym otwarcie napisać ale nie mam odwagi...niestety :/

    OdpowiedzUsuń
  37. jestem dokładnie taka sama jak opisujesz..

    OdpowiedzUsuń
  38. Mialam podobne jazdy na poczatku zwiazku. Zaczelam zwiazek z orzekonaniem ze i tak predzej czy pozniej on mnie zostawi. Udawalam ze jest ok,a w domu plakalam i zastanawialam sie czy nie lepiej zrobic tego kroku jako pierwsza,zeby miec to z glowy,nie cierpiec. Na szczescie udalo sie...po roku zwiazku,zareczynach zaczelam dopiero wierzyc ze on naprawde mnie kocha. Ale co napsulam sobie i jemu krwi to nasze ;) mysle, ze kazdy zwiazek dojrzewa i czlowiek razem z nim przechodzi rozne fazy. Najwazniejsze ze juz jest dobrze. Podziwiam za odwage napisania o tym,jestescie naprawde fajna rodzina!

    OdpowiedzUsuń
  39. Ale mnie wciągnęła Twoja opowieść. Gratuluję odwagi, by o tym napisać! I dobrze, że to masz już za sobą... Macierzyństwo dużo zmienia- w moim związku też zmieniło na lepsze, a wcześniej różnie bywało ;)

    OdpowiedzUsuń
  40. Niestety mam Tak samo i To od 2 lat z moim mezem :( wczesniejszy zwiazek opieral sie na zdradach przez mojego bylego, nawet gdy bylam w ciazy. Mam 2 dzieci wspanialego meza, gdyz nie oglada sie za innymi nie gada o innych i wytrzymuje ze mna i placze gdy go osadzam o zdrade :( nie wiem jak z tym dalej walczyc ;(

    OdpowiedzUsuń
  41. Mam Tak samo od 2 lat :( moj Ostatni 2 letni zwiazek opieral sie na zdradach ze strony mojego bylego :( nawet gdy bylam w ciazy zdradzal dalej :( teraz odbija

    OdpowiedzUsuń
  42. ''Była'' mojego kochanego była własnie taka, on teraz jest szczęśliwy ze mną, bo kto może wytrzymać z potworem. Współczuje jej ''głupoty'' i tego że straciła takiego faceta! :) Ale dzięki niej ja jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem z nim! :) a ona smutna i zgorzkniała żyje i popada w ruinę. Smutne to co pisze ale tak się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  43. Gratuluję siły by pokonać "demona" w Tobie tkwiącego! Gratuluję mężczyźnie Twego życia siły i wytrwałości! Gratuluję Ci szczęścia które odnalazłaś w jego ramionach! ...twardzielka :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Gratuluje odwagi oraz wiary w siebię która nareszcie nadeszła ,3mam kciuki za was aby zawsze było dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Droga Mamalo :)
    Przeczytałam Twój blog ''od deski do deski'' - uważam że jest genialny :)
    Jednak piszę o sprawie z innej beczki pod tekstem , który jest mocno hmm dający do myślenia. Jestem mocno zdesperowana za 2 tygodnie sama zostanę mamą , bardzo wpadł mi w oko Twój wózek zastanawiam się nad jego zakupem jednak nigdzie nie mogę znlezc takiej rzetelnej prawdziwej nie sponsorowanej opinii. Proszę pomóż :) Pozdrawiam Was serdecznie - pisz , pisz , pisz oby jak najwięcej :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam jak najbardziej, wózek zakupiłam w stu % z własnej kieszeni więc masz rzetelną opinię :) Jest mega poręczny, nie jest olbrzymi dzięki czemu nawet drobna mamuśka sobie z nim poradzi. Łatwo się nim skręca dzięki temu jakie ma kółka, wysokość rączki jest regulowana , no i do tego pięknie wygląda :)

      Usuń
  46. Cześć!
    Przez przypadek trafiłam na Twojego bloga i od razu zainteresował mnie tytuł Twojego postu. Właśnie dzisiaj szperałam w necie na temat "chorobliwej zazdrości".
    Jestem ze swoim chłopakiem już pół roku, bardzo go kocham i wiem, że to ten jedyny :) Ale jestem zazdrosna o jego przyjaciela. O to, że może się z nim świetnie bawić beze mnie. O to, że mają wspólną pasję. Jak ma do niego jechać, to szlag mnie trafia. Wiem, że nie rozmawiają o dziewczynach itp, ale samo to, że do niego jeździ mnie wkurza. Nie jestem zazdrosna o inne dziewczyny, tylko o jego przyjaciela, który tak naprawdę mnie nie lubi i doprowadza do tego, że jak wszyscy się widzimy, to atmosfera jest napięta.
    Mój chłopak ma pasje, zainteresowania.. a ja... ja nie mam nic, czym bym mogła się zająć, jak on się z nim spotyka, czy jeździ na motorze. W tym czasie się nudzę i odliczam tylko minuty i sprawdzam, czy nie spóźnia się na spotkanie ze mną. Wczoraj byliśmy na grillu, z jego wszystkimi znajomymi. Chyba na złość jemu siedziałam i mówiłam jemu, że nie bawią mnie dowcipy jego przyjaciela. A dzisiaj mam kaca moralnego. Przecież mogłam być wyluzowana i świetnie się bawić. Ale nie.. Bo po co? Lepiej potem robić problemy i wyrzuty mojemu chłopakowi o to, że on się dobrze bawił, a ja nie.. Nie chcę żeby się ode mnie oddalił, poznałam go 6 lat temu i już wtedy się w nim zakochałam, ale nam nie wyszło. Teraz, po tylu latach on się odezwał i postanowił o mnie zawalczyć. A ja nie chcę tego zepsuć. Chcę, żeby był ze mnie dumny i zadowolony. Żeby wszystko było dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana robilam to samo i tak samo sie zachowywałam. Na dodatek plakalam mu ze ja nie mam zainteresowań i przyjaciol, ale nie robilam nic by to zmienić. Teraz kiedy mam swoje pasje fitness i bloga wogole nie robi mi to ze on gdzieś wyjdzie ze jedzie na ryby do kolegi itp. Także kochana znajdz sobie zajecie i nie splosz faceta :)

      Usuń
    2. Kiedyś prowadziłam bloga, przestałam 10 miesięcy temu. Powodziło mu się całkiem nieźle, ale z lenistwa zrezygnowałam. Może czas wrócić i wbić się w wir blogowania? Od dzisiaj mam oficjalnie wakacje więc będzie sporo czasu na blogowanie :) Mam nadzieję, że to mi pomoże. Dziękuję! :) Na pewno będę tu częściej zaglądać :)

      Usuń

Komentarze obrażające mnie, moją rodzinę i czepiające się każdego szczegółu naszego życia nie będą publikowane.

.