Pamiętam to jak dziś. Liceum. Każdy z Nas czuł się już prawie jak dorosły. Nowa szkoła, nowy start, można pokazać się od innej strony. Wychowawczyni mi znana. Uczyła mnie historii w podstawówce. Fajna babka. Jednak już na starcie zauważyłam, że nie jest już taka jak kiedyś. Szydercze uśmiechy, docinki.
Na lekcji organizacyjnej zrobiliśmy wyboru do samorządu klasowego. Zostałam przewodniczącą. Uczniowie nie znali mnie jeszcze zbyt dobrze, ale widocznie wzbudziłam zaufanie. Wszystko ładnie pięknie. Tydzień później na godzinie wychowawczej, Pani wpadła na "genialny" pomysł. Każdy z Nas na kartce napisać miał 3 osoby, które lubi najbardziej i 3, których nie lubi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wyniki zostały ujawnione. "Najbardziej nielubiane w klasie są X,Y i Alicja W" - ogłosiła głośno przy 30 osobach, przy czym przy moim nazwisku na jej twarzy pojawił się głupi uśmieszek. Poczułam się jakbym dostała w twarz. Ja, pewna siebie dziewczyna, odważna, poczułam, że palę się ze wstydu, a oczy zaszły mi łzami. Dawno nie czułam się tak poniżona. I pomijam już fakt, że nie wiem czy to była prawda, bo zbierając wtedy kartki widziałam się w rubryce tych najbardziej lubianych. To już jest mało istotne. Czułam się źle, ale minęło kilka dni i wszystko zaczęło wracać do normy. Cudownie spełniałam się w roli przewodniczącej i każdego dnia potrafiłam załatwić wszystko to co było w interesie mojej klasy. Na przerwach prowadziłam "korki" z j. angielskiego, ponieważ pani, która Nas go uczyła, nie potrafiła przekazać wiedzy tak, by ktokolwiek skumał o co chodzi. I to był kolejny błąd. Niby podważyłam autorytet nauczyciela. Jeszcze gorszym błędem było pójście do dyrekcji, by wyjaśnili mi dlaczego pan od fizyki ma skalę ocen od 1-4 co znacznie zaniży komuś końcową średnią wszystkich ocen, bo piątki z fizyki nigdy nie dostanie. Mało tego to co przy normalnej skali łapałoby się na dwójkę, przy jego skali było na pałę. Tego dyrekcja nie przeżyła. Alicja Wegner jest bezczelna. Trzeba zwołać radę.
Zwykły szary dzień. Wchodzę do szkoły. Godzina wychowawcza. "Przykro mi, ale nauczyciele jednogłośnie stwierdzili, że zostałaś usunięta z samorządu.". Stoję jak wryta. Co ja im zrobiłam?
Do grona cudownych nauczycieli dołącza pani od języka niemieckiego. Nie ma mnie na lekcji. Przychodzę dopiero na drugą. W szkole wielkie poruszenie. Nauczycielka nie chce wpuścić mnie do klasy wrzeszcząc, że o wszystkim wie już dyrekcja, że natychmiast mam dać telefon do rodziców. Jestem bezczelna, po co w ogóle chodzę do szkoły, z takim podejściem daleko nie zajdę. Wracam do domu. Mama mówi, że dostała telefon, że są ze mną poważne problemy. Same pozytywne oceny, raz nie było mnie na lekcji - najbardziej problemowy uczeń w szkole. W kolejnych dniach dowiedziałam się z prywatnych źródeł, że wychowawczyni obgaduje mnie...poza szkołą. Ze swoimi koleżankami. Dzień wcześniej widziała jak w szkole w czasie przerwy siedziałam na schodach. Nade mną stał kolega. Jej wersja : " I siedzi i ryczy na tych schodach, przeżywa jakieś miłosne rozterki i co ona sobie głupia myśli, że szkoła to miejsce na takie rzeczy?". Nie dałam rady. Może brzmi to niepozornie, ale mnie dotknęło jak nigdy. Te wszystkie wydarzenia razem wzięte spowodowały, że moje poczucie własnej wartości spadło do zera. Czułam się jak ... jak nikt. Zaczęłam dostawać pały za nieuzasadnione sprawdziany, za nieobecności nawet z powodu choroby na forum klasy zostawałam przepytywana. Codziennie grożono mi nagannym zachowaniem. W kolejnych dniach za złe zachowanie koleżanek, podczas gdy ja siedziałam cicho musiałam pisać jako jedyna niezapowiedziane kartkówki. Miałam dość. Wróciłam do domu i poleciałam prosto do ubikacji. Zaczęłam wymiotować, a na myśl o szkole dostawałam dreszczy. Czułam, że nie znaczę nic. Zamknęłam się w pokoju, zasłoniłam roletami całe okno. Poszłam spać. Wstałam o 20, spakowałam się do szkoły i szłam spać dalej. Rano szkoła, po szkole sen w ciemnym pokoju, pobudka o 20 i znów spać. Nim się obejrzałam minęło mi w tym stanie kilka miesięcy. Kilka miesięcy w ciemnym pokoju. Odcięłam się od rodziny, a w weekendy odreagowywałam alkoholem. Depresja pochłonęła mnie całą. Jakby tego było mało przed ukończeniem pierwszej klasy kiedy świadectwa były już wypełnione jednak nie można było ich jeszcze nikomu pokazać dowiedziałam się, że koleżanki wychowawczyni już widziały moje świadectwo. Zakończenie roku. Odbieram świadectwo. Zachowanie nieodpowiednie. Łzy w oczach. Pytam zdziwiona " Nieodpowiednie...?". W odpowiedzi dostaję znów ten głupi szyderczy uśmiech i odpowiedź: " A dziwisz się?". Wakacje mnie zregenerowały. Dzięki mamie i książce "Sekret", która mi kupiła, pewnego dnia wstałam, odsłoniłam rolety i zaczęłam żyć.
Czy to miało na mnie wpływ? Tak. Ogromny. Do tej pory mam problem z wiarą we własne możliwości. Często zwierzam się siostrze, że ogromnie jej zazdroszczę tego, że umie to i tamto podczas gdy ja do wszystkiego mam dwie lewe ręce. Przed każdym napisaniem pracy na studia odczuwam presję, że człowiek taki jak ja nie może napisać nic wartościowego ani czegoś co ma sens. Zaniżone poczucie własnej wartości dotknęło mnie całej. Nie chodzi tutaj tylko o to co w głowie, ale też o wygląd, który pewnego dnia stał się moją obsesją. Bo tu nie chodziło tylko o fakt, że nic nie znaczę. Ja po prostu cała jestem...do dupy.
W moim późniejszym życiu miało miejsce jeszcze wiele przykrych sytuacji, które wynikały z niskiej samooceny.
Dziś z tym walczę. Staram się wierzyć w siebie i kochać swoje odbicie w lustrze. Studiuję i jestem wspaniała matką i narzeczoną. Codziennie staram się doskonalić we wszystkim co robię, ale wiem, że pewnych przykrych doświadczeń nie wymażę z pamięci. I czy tego chcę czy nie chcę. Już na zawsze będą się one odbijać na mojej psychice. Bo mimo walki i wiary we własne możliwości - pewne sytuacje są zbyt głęboko zakorzenione, by pozbyć się ich całkowicie.
Nauczycieli bądź człowiekiem. Nie podcinaj skrzydeł. Pozwól tym skrzydłom latać.
PS: Tych przykrych sytuacji było o wiele więcej. Nie starczyłoby mi jednak miejsca, by o tym wszystkim napisać. Obrywało mi się nawet wtedy gdy się nie odzywałam. Za wyraz twarzy, a gdy odpowiadałam przy sprawdzaniu obecności "Jestem" stwierdzano, że powiedziałam to bezczelnie i czuć ode mnie pretensje.
Anty reklama dla mojej szkoły. Pozdrawiam i pokazuje dziś środkowy palec. To i tak za mało.
Tempus w Inowrocławiu. A napisy na budynku mówią same przez siebie.